piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział II - Jasmine.

- Wróciłam! – krzyknęłam zdejmując buty. W domu panował półmrok i słychać było jedynie ciche brzęczenie zmywarki do naczyń. W momencie, gdy chciałam przekroczyć próg swojego pokoju znikąd pojawiła się mama. Przeklęłam w duchu to, że zawsze dawałam się jej podejść. Była cholernie zwinna i cicha, ja natomiast czułam się jak słoń.
- Co w szkole?- uśmiechnęła się, a delikatne zmarszczki naznaczyły jej twarz.
- Nie licząc tego, że robiłam za główną atrakcję całkiem mi się spodobało. – wzruszyłam ramionami i przepchnęłam się obok niej. Anna, jak to Anna zawsze była niewzruszona i już zadawała kolejne pytanie.
- Poznałaś kogoś?
- Mamo – warknęłam – to liceum. Poznałam wiele osób. I od razu mówię, że nikt nie wpadł mi w oko. – i w tym momencie zamarłam, bo przypomniałam sobie Matthiasa. Jego oczy były czarne jak smoła, a włosy przypominały mi skrzydła kruka…
- Czyżby, Jasmine? - uniosła brwi i obrzuciła mnie oskarżycielskim wzrokiem.
- Są tu wilki? – zapytałam nim zaczęła swój wywód na temat bezpiecznego seksu. Podziwiałam jej zgrabne ruchy gdy podchodziła do okna aby spojrzeć na las.
- Mam nadzieję, że nie.
Uśmiechnęłam się smutno i wyciągnęłam książki z plecaka. Gdy nareszcie zostałam sama nie mogłam się skupić. Przed oczami ciągle miałam obraz tego chłopaka, a w nozdrzach czułam jego zapach. Pachniał zmokłym psem, lasem i czymś dzikim, ostrym… W końcu rzuciłam długopis na biurko i poszłam się przebrać w coś wygodnego.
Chłód na dworze dawał się we znaki i stwierdziłam, że ciemne rurki i czarna, gruba bluza to strzał w dziesiątkę. Czerwone trampki chrzęściły na piachu gdy szłam w stronę lasu. Musiałam się wyluzować a to było jedyne miejsce, w którym nie mogli mnie znaleźć.
Wiatr smagał mnie po twarzy i rozwiewał włosy. Zboczyłam z wytyczonej ścieżki i zaczęłam przedzierać się przez krzaki. Gałązki zahaczały o moje ubrania, a niektóre poraniły mi ręce. Gdy znalazłam się w środku prawdziwego lasu zrobiło mi się cieplej. Głęboko odetchnęłam, a z moich ust wydobył się obłoczek pary. Wcisnęłam ręce w kieszenie i ruszyłam przed siebie. Ojciec opowiadał mi kiedyś, że gdy był mały przychodził tu żeby odetchnąć. Siadał wtedyna starym, powyginanym dębie i obserwował życie dzikich zwierząt. Musiałam odnaleźć to miejsce. Chciałam przez chwilę poczuć się jak on, zanim zaginął…
Przeszłam dobre trzy kilometry, aż w końcu stanęłam żeby odetchnąć. Usiadłam na ziemi i zgarnęłam pierwszy lepszy liść okręcając go na palcu. W momencie, w którym spojrzałam w miejsce, gdzie leżał wcześniej moje tętno spowolniło, a zmysły się wyostrzyły. Widziałam przed sobą odcisk wielkiej psiej łapy. Ślad był nieco mniejszy niż moja dłoń i był jeszcze świeży. Nie wiem dlaczego, ale znów przed oczami miałam ciemnowłosego chłopaka. Krzyknęłam z chwilą gdy ktoś położył mi dłoń na ramieniu. Woń która unosiła się wokół paraliżowała mnie od środka. Coś dzikiego, przeplatanego z nieprzyjemnym zapachem mokrego futra...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz