Pani Katherine poinformowała nas, że będzie to nowa uczennica, która
wcześniej uczęszczała do gimnazjum w Los Angeles. Była wysoką blondynką o niebieskich oczach ubrana w czarny mundurek z zakolanówkami oraz ciemne creepersy. Była piękna. Zakochałem się w jej roześmianym wyrazie źrenic. Dało się zauważyć, że cała klasa była w nią wpatrzona co odrobinkę ją krępowało, gdyż poczułem lekki zapach potu spowodowanego nerwami, jednak po mimice twarzy nie dała o tym poznać. Gdy zbliżała się do miejsca obok mnie, w trakcie jej ruchu wyczułem malinową mgiełkę. Musiała dać jej dosyć mało, ponieważ nie potrafiłem określić wcześniej zapachu. Miałem ochotę się na nią rzucić, pocałować, przytulić. Ciepło jej ciała sprawiło, że nie czułem już kumulującego się mrozu zza okna. Była taka cudowna i tak blisko. Jednak, że zdawałem sobie sprawę, że nigdy nie spojrzy na takiego kogoś jak ja. Szarego i teoretycznie nieistniejącego.
Nagle poczułem na sobie jej wzrok. Zamarłem.
Nachyliła się delikatnie w moją stronę i stwierdziła:
- Pachniesz inaczej niż inni. A raczej bardziej śmierdzisz.
Wzdrygnąłem się. Nie wiedziałem, że miała aż tak dobry węch, trochę mnie to przeraziło, że jest taka bezpośrednia. Ta bezpośredniość mnie onieśmieliła ale sam fakt, że przynajmniej mnie zauważyła, sprawił, że poczułem się o wiele lepiej.
Zmarszczyłem brwi i odrzekłem:
- To dlatego, że mam dużo psów w domu i oddają mi swój zapach.
Spojrzała na mnie z niedowierzaniem ale uśmiechnęła się. Nie wiem czy ją rozbawiłem czy to sarkastyczny uśmiech.
Wiecej się do mnie nie odzywała. Dzień zakończyliśmy lekcją japońskiego.
Po wyjściu ze szkoły poszedłem w kierunku lasu.
W chwili gdy wchodziłem przed taras do domu spotkałem mojego najlepszego przyjaciela, który opiekował się mną od zawsze - Jack'a. Jak zwykle, czekał na mnie z herbatą z miodem i Ipad'em. Lubiliśmy takie wspólne popołudnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz